Z BARBARĄ NĘCEK – reżyserem filmu „Polski Schindler” – rozmawia PIOTR JACKOWSKI

Fot. Piotr Jackowski – Reżyser filmu „Polski Schindler” Barbara Nęcek

Bohaterska postawa lekarzy Eugeniusza Łazowskiego i Stanisława Matulewicza, którzy w czasie drugiej wojny światowej uratowali tysiące ludzi pozorując w Rozwadowie epidemię tyfusu, budzi wielkie uznanie i zainteresowanie mieszkańców Stalowej Woli. Jak doszło do tego, że zainteresowała się Pani tą fascynującą historią?

Było to jakieś dwa albo trzy lata temu. Odkryłam ten temat, czytając artykuł w gazecie francuskiej. Mówił o wystawie, która odbyła się w Muzeum Regionalnym w Stalowej Woli. Ekspozycja przybliżała działalność lekarzy Łazowskiego i Matulewicza, którzy dzięki upozorowaniu epidemii tyfusu uratowali wielu ludzi. I to wydawało mi się sensacją. Że w tak oryginalny sposób, medycyną bez broni, można było dokonać takich czynów. I zaczęłam się tą historią interesować.
Potem, ponieważ mieszkam we Francji i pracuję dużo z Francuzami, podjęłam z nimi temat nakręcenia filmu o bohaterskich lekarzach. I wspólnie pomyśleliśmy, że dobrze byłoby zainteresować i wciągnąć w ten projekt polską produkcję. Tak powstał kontakt z produkcją w Warszawie. I od dwóch, trzech lat pracujemy nad tym tematem bardzo intensywnie i poważnie.

W związku z realizacją tego projektu, Wasza ekipa filmowa już drugi raz (15 marca 2018) przyjechała do Stalowej Woli. Jak dużo miejsc odwiedzacie, jak przebiegają rozmowy z ludźmi, jak wygląda zbieranie materiałów i kręcenie filmu? Co Was szczególnie interesuje? Jak się czujecie w Stalowej Woli?

Praca w Stalowej Woli i jej dzielnicy – Rozwadowie – jest niezwykle przyjemna. Wszyscy angażujemy się bardzo w nasze przedsięwzięcie. Spotykamy wielu ludzi, którzy interesują się historią pozorowanej epidemii tyfusu i chętnie dzielą się wiedzą na ten temat. Przekazują informacje zdobyte własnymi siłami czy to w archiwach czy przez rozmowy z innymi osobami. Tak powoli docieramy od jednej osoby do drugiej. Mam nadzieję, że dojdziemy do prawdy, że znajdziemy dokumenty i inne dowody, które potwierdzą tę historię. Bo to jest ważne dla nas, żeby wszystko potwierdzić przez obiektywne źródła i – co oczywiste – żeby zdobyte materiały nadawały się do filmu. Cieszy mnie, że mamy tutaj dobre warunki do takiej pracy.

Z pewnością zdążyła się już Pani zorientować, że mieszkańcy Stalowej Woli interesują się historią drugiej wojny światowej i przebiegiem wojennych działań na tutejszych terenach. Tematy z tym związane wciąż są żywe i ważne dla całego miasta. Stąd tak życzliwe przyjęcie Państwa inicjatywy przez lokalne środowisko i władze Stalowej Woli.

W tym kontekście wspomnę, że nie miałam jeszcze okazji poznać pana prezydenta i całej oficjalnej strony wsparcia naszego przedsięwzięcia przez samorząd Stalowej Woli. Wiem jednak, że dokonania lekarzy Łazowskiego i Matulewicza są ważne i ciekawe dla tutejszego środowiska. Ci ludzie są lokalnymi bohaterami. Trzeba, by ich czyny były znane szerzej.

Państwa inicjatywa nakręcenia filmu o bohaterskich lekarzach nie jest pierwszą. Podjęła ją już wcześniej amerykańska ekipa filmowa z reżyserem Ryanem Bankiem na czele. Amerykanie przybyli do Rozwadowa latem dwutysięcznego roku, przyjechali tutaj także obydwaj lekarze Eugeniusz Łazowski i Stanisław Matulewicz. Filmowcy zebrali sporo ciekawego materiału, lecz – wielka szkoda – nie doprowadzili swojego dzieła do końca. Czy dziś, w Waszej pracy, spotykacie się Państwo z echem tamtych wydarzeń?

Chętnie dowiem się coś więcej od pana na ten temat, bo sama nie znam szczegółów. Oczywiście wiem, że był amerykański projekt tego filmu, ale on w żaden sposób nie oddziałuje na naszą pracę. Jedno nie ma nic wspólnego z drugim. Od tamtego czasu minęło osiemnaście lat. Wtedy, gdy podjęto próbę nakręcenia filmu, obydwaj lekarze jeszcze żyli, a dzisiaj już nie żyją. Dlatego pracujemy w innych realiach, choć mierzymy się z tym samym tematem.

A za Ocean się Państwo wybieracie, czy już byliście?

Nie byliśmy jeszcze. Ale będziemy, bo tam też są miejsca ważne dla tej całej historii.

Czy szlaki zawiodą Was także do Białegostoku, gdzie po powrocie z Afryki mieszkał doktor Matulewicz?

Chętnie nawiązalibyśmy kontakt z osobą, która znała doktora Matulewicza po wojnie. To by było ciekawe. Bo o doktorze Łazowskim więcej słychać, natomiast o doktorze Matulewiczu informacje są bardziej skąpe.

On jakoś pozostaje w cieniu. A przecież pomysł wywołania pozorowanej epidemii tyfusu wyszedł od niego. I jemu też trzeba oddać sprawiedliwość.

Doktor Łazowski w swej książce bardzo to podkreśla. Dyskutowałam o tej pozycji w kręgu naszej ekipy. I pragnę zauważyć, że angielski tytuł „My private war”, czyli „Moja prywatna wojna”, nie zgadza z polskim tytułem brzmiącym „Prywatna wojna”. Więc to nie jest tak, że doktor Łazowski próbuje jakoś wyjść na pierwszy plan albo ominąć doktora Matulewicza. Tak nie jest. Matulewicz jest obecny w tej książce, gdzie – moim zdaniem – wszystko jest opisane sprawiedliwie i obiektywnie.

Kształt filmu „Polski Schindler” wciąż się rysuje. Dlatego nadal poszukujecie Państwo świadków wydarzeń i tematów podejmowanych w Waszej produkcji...

Chciałabym zaapelować do ludzi, którzy mogą nam pomóc dojść do wszystkiego, co wiąże się z doktorem Matulewiczem. Interesują nas też osoby, które miały kontakt z doktorem Łazowskim i pamiętają go. Poszukujemy świadków wojennej rzeczywistości – takich jak nasz dzisiejszy rozmówca, pan Kazimierz Jackowski, którzy mogliby nam dodać coś do tego co już wiemy i potwierdzić zebrane materiały. Na tym polega nasza trudność. Jednak wszystkie przeszkody pragniemy pokonać, ponieważ chcemy zrobić dobry film.

Wspomnijmy teraz o Pani roli w tym filmowym przedsięwzięciu. Wszak to Pani jest głównym reżyserem.

Pracujemy we dwójkę, czyli ja i pani Katarzyna Cieślar, która zajęła się researchem. To ona nawiązała kontakty z kluczowymi osobami. I to ona – tak jak w dziennikarstwie – zbiera wszystkie informacje i dowody, które nam pomogą potwierdzić pewne fakty.
Nie jesteśmy jednak same. Przy powstawaniu filmu współpracuje z nami cała ekipa, czyli operator, dźwiękowiec i oczywiście produkcja, która nas wytrwale wspiera i zaraża swą energią oraz entuzjazmem do tego projektu. Bo jak się prace ciągną dłużej, to niekiedy zapał przygasa i trzeba nabrać nowych sił. Jednak w naszym przypadku ten ogień nie przygasa.

Produkcja filmu ma zostać sfinalizowana z początkiem 2019 roku. Przynajmniej takie są przymiarki. Czy jest to realny termin?

Myślę, że tak, choć nigdy do końca nic nie wiadomo. Ale takie są plany. Zrobimy wszystko, żeby skończyć film we wspomnianym czasie.

Dochodzą słuchy, że po ukończeniu produkcji w Stalowej Woli zostanie zorganizowany uroczysty pokaz filmu.

Mam nadzieję, choć w tej chwili trudno jeszcze mówić o konkretach. Najpierw musi powstać film. Ale myślę, że jeżeli komuś go pokazać, to przede wszystkim mieszkańcom Stalowej Woli.

Dziękuję Pani serdecznie za rozmowę.

 

Udostępnij