Zapiski osobiste Piotra Jackowskiego

Z wojennych wspomnień mojego dziadka

Zgrzytnął klucz. Otwarto na oścież ciężkie, metalowe drzwi więziennej celi w podziemiach Zamku Książąt Lubomirskich w Rzeszowie. Struchlały serca aresztowanych. – Czy to już kres? – pomyślał z przerażeniem mój dziadek, Roman Rybak, w wigilię Świąt Bożego Narodzenia pamiętnego 1939 roku.

Na polecenie władz niemieckich zostałem wezwany do magistratu przez burmistrza, który wtedy sprawował urząd w zastępstwie – pisał w swych notatkach Roman Rybak, mieszkaniec Sokołowa Małopolskiego. – Gdy tam przybyłem, zastałem także dwóch kolegów, a to Jana Pustkowskiego i Edwarda Marciniaka. Oznajmiono nam, że jesteśmy wzięci za zakładników z powodu zerwania drutów telegraficznych. Gdy przytrafi się najmniejszy sabotaż, zostaniemy rozstrzelani. Wywieziono nas do więzienia w Rzeszowie, gdzie przebywałem od 7 grudnia 1939 roku...

Taki los spotkał pięciu Polaków i pięciu Żydów. Czy to przypadek, że wśród zatrzymanych naszych rodaków byli prezes, skarbnik i członek zarządu Stronnictwa Narodowego w Sokołowie Małopolskim?

Nastał wieczór wigilijny. Przez piwniczne okienka więzienia, osłonięte blachami, wdzierał się przeraźliwy ziąb. Skostniali z zimna, głodni, przerażeni, liczyli dni, godziny, minuty, które dano im przeżyć. Odkąd pamiętam, mój dziadek ze łzami w oczach wracał wspomnieniami do tamtych tragicznych chwil, gdy wraz z rodziną zasiadał do wigilijnego stołu. Słuchałem wtedy opowieści o niezwykłym wydarzeniu, w którym uczestniczyli więźniowie.

Wyprowadzono ich pod eskortą na górę, gdzie szli na chwiejących się nogach. – Czy to już koniec? – pytali w myślach. Nagle otworzyły się przed nimi drzwi jednej z sal zamkowych. Nie mogli uwierzyć w to, co wówczas zobaczyli. Przy stołach zastawionych potrawami wigilijnymi siedzieli już inni więźniowie, wśród nich księżna Róża Lubomirska i Wincenty Witos. W tak niezwykłej scenerii złożyli sobie życzenia świąteczne, przepełnione marzeniami o życiu i wolności. Wraz ze słowami płynęły łzy i melodia kolędy „Bóg się rodzi, moc truchleje”.

Cóż takiego się wydarzyło, że wśród koszmarnych dni przeżyli tak piękną chwilę? Czyżby skruszały serca okupantów? Nie. To słabość Niemców do pieniędzy sprawiła, że pozwolili przetrzymywanej w zamku księżnej Lubomirskiej przygotować wigilię dla uwięzionych, wśród których znajdował się Wincenty Witos. Także pieniądze pozwoliły zakładnikom odzyskać wolność 12 kwietnia 1940 roku.

Dzisiaj, gdy postać Romana Dmowskiego – założyciela Stronnictwa Narodowego – atakowana jest przez część polskiej sceny politycznej, warto opowiedzieć, jak to się stało. Dziesięciu zakładników, zarówno rodaków, jak i Żydów, bronili Polacy, mieszkańcy Sokołowa Małopolskiego. Każdy z nich związany był przed wybuchem wojny ze wspomnianą formacją. Natomiast samą akcję uwolnienia zakładników sfinansowali sokołowscy Żydzi.

Poza nami wiele przeżytych wieczorów wigilijnych. Nie wszystkie utkwiły w naszej pamięci w natłoku wielorakich zdarzeń. Są jednak wigilie, o których pamiętamy. W mojej rodzinie szczególnie wspomina się tą, którą przeżywał dziadek Roman w więzieniu w 1939 roku. Wracamy myślami do jego świątecznych opowieści, przybliżających chwilę spotkania z księżną Różą Lubomirską i Wincentym Witosem. Choć dziadkowie już nie żyją, to jednak duch tamtych wydarzeń jest nadal żywy i wciąż powraca w czasie Bożego Narodzenia. Zwłaszcza wtedy, gdy przy wigilijnym stole śpiewamy kolędę „Bóg się rodzi”.

PIOTR JACKOWSKI

Fot. Piotr Jackowski – Duch wydarzeń, które rozegrały się w wigilijny wieczór 1939 r. na Zamku Książąt Lubomirskich w Rzeszowie, jest wciąż żywy i powraca w czasie Bożego Narodzenia

Udostępnij