Z FRANCISZKIEM ZABOROWSKIM, byłym wiceprezydentem Stalowej Woli, rozmawia PIOTR JACKOWSKI

 

 

W czym tkwi największy potencjał Stalowej Woli?

Jeśli chodzi o sam potencjał Stalowej Woli, to tkwi on najbardziej w przemyśle. Bo taka jest nasza tradycja historyczna, geneza powstania miasta. Stalowa Wola powstała w oparciu o Hutę, o przemysł, w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego.

Jakie najważniejsze cechy charakteryzują sferę inwestycyjną miasta?

Możemy wyróżnić dwie dominujące cechy. Pierwsza to inwestycje przemysłowe. Jest to serce dające Stalowej Woli krew i tlen. Nie będziemy tutaj mówili o samej Hucie, która została podzielona na wiele firm. Dla nas ważne są tereny Huty dla przyszłych inwestorów.
Najistotniejszym problemem jest włączenie Stalowej Woli do systemu dróg ekspresowych kraju. Bez tego nie można nawet myśleć o poprawie stanu istniejącego i większym zainteresowaniu kapitału zewnętrznego. Ten warunek już dawno powinien być spełniony. Jeśli ktoś znajduje ciągle problemy, to znaczy, że tego nie chce lub nie rozumie. Czas najwyższy to przerwać. Każdy stracony rok w tej kwestii, to przesunięcie rozwoju miasta i regionu o lat kilka. Kto tego nie rozumie, nie powinien mieć prawa do decydowania o losach Stalowej Woli.
Ale nie tylko sama arteria komunikacyjna, lecz całe spektrum działań winno być wykonane, bo nie chodzi jedynie o same działki. Potrzebne jest tu pełne uzbrojenie łącznie z siecią teleinformatyczną. I najważniejsza rzecz, to pełna otwartość i przychylność władz miejscowych na przychodzących inwestorów. Rozumiemy, że inwestorów sfery produkcyjnej, a nie handlowej.
Drugi problem to możliwość rozbudowania miasta i wykorzystanie istniejących, a dotychczas leżących odłogiem terenów. Stalowa Wola ma jeszcze wiele terenów przeznaczonych w planach miejscowych pod budownictwo mieszkaniowe. Dotychczas ludzie, którzy chcieli się budować, wznieśli domy poza miastem. To trzeba przerwać.
Wiele wolnych gruntów w mieście to tereny niezagospodarowane. Są to często kiepskie działki, których kształt nie daje możliwości ich zagospodarowania. Jest to bowiem niejednokrotnie ugór. Wystarczy jechać Podskarpową i można takie tereny zobaczyć. Kilkakrotnie postulowałem, by podjąć próbę scalenia tych gruntów, mających bardzo niekorzystny kształt. To trudne przedsięwzięcie i czasochłonne, trudne także ze względów społecznych. Ale bardzo ważne i konieczne.

Brak rozwiązywania tego typu problemów przynosi opłakane skutki.

Tak, ponieważ, póki co, to młodzież wyjeżdża. Nie ma bowiem ani pracy, ani mieszkań. Dlatego sprawą terenów pod budownictwo trzeba się zająć. Podkreślam, że takie tereny są i Urząd Miasta winien pomóc właścicielom tych działek w ich racjonalnym wykorzystaniu.
Natomiast jest tu jeszcze jedna kwestia. Stalowa Wola w znakomitej części ma budownictwo wielkopłytowe. Ono też będzie miało kiedyś swój kres. Dlatego trzeba dać ludziom możliwość budowy własnych domów.

Wspomnijmy o bardzo ważnym zagadnieniu, jakim jest budowa obwodnicy Stalowej Woli.

Całe miasto możemy porównać do organizmu ludzkiego. Ono ma swoje serce, krwiobieg, układ nerwowy. Takim układem nerwowym jest telekomunikacja, teleinformatyka, cała sieć światłowodów. Krwiobiegiem są nasze ulice, drogi, dojazdy. I jeśli chodzi o ten krwiobieg, to jest jeszcze dużo do zrobienia.
Stalowa Wola nie ma najgorszego rozwiązania komunikacyjnego, jeśli chodzi o sam układ komunikacji lokalnej. Natomiast nie ma drogi głównej – arterii, o której mówi się już tyle lat, a właściwie tylko się mówi, żeby zamydlić ludziom oczy, a nie chce się jej wykonać. Bo jak rozpocząłem pracę w Urzędzie Miasta, to pan prezydent Szlęzak pełnił swoją funkcję od roku. I wtedy dowiedziałem się, że umowa, którą podpisał jeszcze prezydent Rzegocki z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad, została po cichu aneksowana i skrócono ją. W oryginale było od Agatówki aż do ulicy Energetyków, skrócono ją do Czarnieckiego. Tego dokumentu nikt nie widział. Odnalazł się dopiero, jak zaczęto robić porządki w gabinecie prezydenta. I już podczas mojej pracy w Urzędzie prezydent Szlęzak podpisał następny aneks, zachowując go w tajemnicy – do Komisji Edukacji, czyli oszczędził już działki. Dlaczego?
Jak wróciłem do Stalowej Woli w 2003 roku, to właściwie pierwszy odcinek obwodnicy był już zbudowany. On technicznie został kiepsko zrobiony. Podskarpowa jest tak naprawdę drogą ekspresową. Ten dzisiaj istniejący odcinek ma tylko trzy wjazdy, a w oryginale będzie ich jeszcze mniej. W Stalowej Woli będzie ich dwa – na Chopina i koło Elektrowni. I to jest konieczność, żeby duży ruch tranzytowy wyprowadzić z miasta.
Uczestniczyłem w 2009 roku w posiedzeniu komisji wspólnej w ministerstwie infrastruktury łącznie z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad w Warszawie. Już była przyjęta koncepcja, już zlecono wykonanie opinii środowiskowych – już było pewne, jak i którędy będzie przebiegać droga. I nagle okazuje się, że ktoś po drodze sprawę utrącił. I obawiam się, że utrącił tutaj. Bo wystarczy stworzyć pewne problemy i GDDKiA chętnie odstąpi od realizacji takich planów. Bo chętnych na wybudowanie dróg jest w całym kraju mnóstwo. Każdy chciałby, żeby u niego robiono takie inwestycje.

Mówi się także o innych pilnych inwestycjach drogowych w mieście.

Jeśli chodzi o elementy komunikacyjne, to tych dróg do wykonania jest jeszcze bardzo dużo. Była wykonana dokumentacja podziemnego łącznika ulicy Grabskiego z Energetyków pod torami kolejowymi. Przecież to było wszystko przygotowane. Istnieje też potrzeba wykonania poprawy połączenia Solidarności z Ofiar Katynia. Ponadto wspomnijmy o konieczności wykonania przejścia pod torami przy Miejskim Domu Kultury. Innym zadaniem jest poprawa układu komunikacyjnego dzielnicy Hutnik łącznie z budową mostu na Jelonku i odciążenie ulic osiedlowych od ruchu tranzytowego. Nie sposób zapomnieć o Charzewicach, Rozwadowie i Piaskach. Przecież tam zostało do wykonania wiele ulic.

A jak Pan postrzega kwestię przejęcia przez Miasto stawów osadowych od Huty?

Stawy osadowe przejęto w sposób makabrycznie zły, narażając miasto zarówno na duże wydatki finansowe, jak i na odpowiedzialność za oddziaływanie tych osadów na środowisko naturalne i zbiornik wodny znajdujący się pod tymi stawami – a grozi to tragedią. To świadczy o pełnej ignorancji. A można było i Hucie pomóc i miasto ochronić, tylko to trzeba umieć robić.

Dziś świat stawia na nowoczesne rozwiązania. Czy w Stalowej Woli podejmowano działania w takim kierunku?

Trzeba tu wspomnieć o elementach teleinformatycznych, sieci światłowodowej. Początek w mieście był, udało się wykonać pierwsze osiem kilometrów takiej sieci przy budowie dróg. Okazało się, że jako jedyni w Polsce mieliśmy dokumentację na całe miasto. Bo zrobienie takiej dokumentacji jest bardzo trudne – wymaga uzgodnień środowiskowych, trzeba uwzględnić ewentualne kolizje z innymi sieciami. A myśmy mieli chyba osiem czy dziewięć dokumentacji częściowych tworzących całość. I z tego znakomita większość się przedawniła. Niestety, nie realizowano tego.

Stalową Wolę dotyka problem nieprzejezdności niektórych dróg po intensywniejszych opadach deszczu. Czy tak trudno poradzić sobie z tym palącym problemem?

Proszę zobaczyć, jak Stalowa Wola jest przygotowana do ulewnych deszczów. Miasto w znacznej części tonie. A jest przecież wykonanych w 2008 roku sześć koncepcji rozwiązania tego problemu. Sam zlecałem ich opracowanie. I leżą do dziś w Urzędzie Miasta. To jest dość kosztowna inwestycja. Chodziło o rury średnicy 3,5, 4 metry, bo takie są wymagane. Bo to dopiero może ochronić miasto. Nawet jeszcze dziś opowiada się o nierozsądnych rozwiązaniach tego problemu w związku z przebudową ulicy Przemysłowej – może naiwni uwierzą?
Jeszcze w latach 70. budując miasto wznoszono budynki mieszkalne, bo najważniejsze były mieszkania dla ludzi. Natomiast nie patrzyło się po części na infrastrukturę. I nagle ludzie dowiadują się, że spod „Justyny” deszczówka płynie na Piaski. I ta woda płynie rurami pod ulicą Okulickiego. A te inwestycje kanalizacyjne w celu odwodnienia miasta trzeba wykonać jak najszybciej. Wiadomo, jak to trzeba zrobić, tutaj nie ma najmniejszego problemu. Będzie to kosztowne, ale na to trzeba znaleźć środki zewnętrzne nie obciążające budżetu miasta.

Wielu mieszkańców miasta podnosi problem uciążliwości stwarzanej przez tory kolejowe biegnące przez Stalową Wolę. Czy myśli się o zminimalizowaniu owej uciążliwości?

Tory kolejowe dzielą miasto i są przeszkodą w komunikacji. A tor nie może stwarzać takich utrudnień. Proszę zobaczyć, co się dzieje po koncertach przed Miejskim Domem Kultury. Cały tłum rusza na drugą stronę przez tory. Budowa przejść i przejazdów pod torami kolejowymi zminimalizuje tę uciążliwość.

Niektóre inwestycje w mieście spotykają się ze zdecydowaną krytyką mieszkańców. Przykładem Biblioteka Międzyuczelniana.

Dotykamy tutaj kolejnej kwestii. Otóż okazuje się, że w ciągu ostatnich czterech lat miasto zadłużyło się o ponad 40 milionów złotych, nie rozwiązując żadnego problemu. Pan prezydent pragnął tej kubaturówki, która powstała, a tak właściwie nikt jej nie chce. Gmach Biblioteki Międzyuczelnianej jest trzy razy za duży, jeśli nie cztery. Jedynie budowa Politechniki była uzasadniona. Dobrze, że powstała, bo jej istnienie w mieście o tradycjach przemysłowych jest jak najbardziej na miejscu. Z kolei Inkubator, jeśli miał powstać, to przede wszystkim Inkubator przedsiębiorczości, ułatwiający zakładanie nowych firm, a nie technologiczny. I nie przy połączeniu ze stołówką należącą do ARP, lecz naprzeciw Ambulatorium na drugim końcu zajezdni autobusowej. Wówczas nie trzeba byłoby płacić ARP olbrzymich pieniędzy, jak to ma miejsce dzisiaj. Przy okazji rozbudować można było samą zajezdnię z dostępem dla wszystkich i kosztowałoby to mniej niż obecne rozwiązanie. Mówiłem o tym jeszcze przed rozpoczęciem zadania. Niestety, nie było zgody głównego decydenta.

Kolejna fala krytyki dotyczy pomysłu budowy trzeciego mostu na Sanie. Jak Pan się odnosi do takiego zamiaru?

Zacznijmy od tego, że mamy w mieście dwie drogi wojewódzkie: 855 na Tarnobrzeg i 871 na Olbięcin. Swego czasu po konsultacji z projektantami zaproponowałem, by je połączyć. Droga biegłaby z mostu na Brandwicy aż na Chopina – wzdłuż wału, przez wolne działki. Wiaduktem nad Podskarpową i ulicą Chopina. Potem nad lub pod torami na Okulickiego do Przemysłowej i Przemysłową wyjazd na Tarnobrzeg. Jak prezydent Szlęzak usłyszał o takiej propozycji, to zaproponował własne rozwiązanie. Bo przecież musiał to być jego pomysł. I teraz on chce zrobić dodatkowy most na Sanie w kierunku Brandwicy. Tylko po co. Żeby wydać 120 milionów złotych? Jeszcze nikt nie widział, aby na istniejących mostach na Brandwicę i na Pysznicę były korki. A utrzymanie jeszcze jednego mostu to potężny koszt. Całe szczęście, że te pomysły znajdują swoje miejsce między bajkami. Bo jaki budżet by to wytrzymał, no i jak wytłumaczylibyśmy się przed młodym pokoleniem, że zmarnowaliśmy pieniądze na rzeczy niepotrzebne.

Wspomnijmy jeszcze o terenach nadsańskich, bo o ich zagospodarowaniu niegdyś mówiono.

San jest kompletnie niewykorzystany. A powinien być pewną arterią rekreacyjną. To wspaniałe tereny na rekreację. O tym się mówi, ale się niczego nie robi.
Nie chciałbym wybiegać zanadto z propozycjami przy tak zadłużonym budżecie. Nie chciałbym być odbierany podobnie jak ci, co tak mocno gwarantowali powiększenie miasta o tereny sąsiednich gmin. Dzisiaj z pewnością coś nowego obiecują. To miasto winno stać twardo na nogach i stronić od politykierstwa i gawędziarstwa.

Dziękuję Panu pięknie za rozmowę.

Udostępnij